Fantazje o idealnej miłości i romantycznych związkach często mogą być szkodliwe dla zdrowych relacji, w których jesteśmy. Czytaj dalej, aby poznać 15 prawd o miłości. Nordicislandsar
Dobre związki też wymagają pracy, zarówno nad relacją, jak i nad sobą. W innym przypadku można to coś dobrego zniszczyć. O błędach, które oddalają ludzi od siebie w rozmowie z naTemat
Kliknij tutaj, 👆 aby dostać odpowiedź na pytanie ️ Kochamy drugą osobę czy własne wyobrażenie o niej? Rozważ problem i uzasadnij swoje zdanie, odwołując się do…
On tymczasem żył iluzją, że ona będzie zawsze przy nim, czyli kochał wyobrażenie o niej.Rozprawka maturalna wymaga co najmniej 250 wyrazów, czyli mniej więcej półtorej strony arkusza egzaminacyjnego o formacie A4. Własne zdanie i lista argumentów zamienia się w pracę naukową o swoistym stylu i języku krytycznoliterackim
@365-fresh Także gdy chcemy coś podkreślić, np. Nie kocham jego, kocham Ciebie! (Podczas gdy po prostu oznajmiając że kochamy drugą osobę mówimy "Kocham Cię").|'Ciebie' też w przypadku jednowyrazowej odpowiedzi, np. kogo kochasz? Kogo nie lubisz? Kogo Ci brakuje? Ciebie!|"cię" to krótsza forma, nieakcentowana. używany jej zazwyczaj obok czasowników, nigdy na początku zdania
Może ona mieć różne barwy i natężenia. Inaczej kochamy małżonka, dzieci, przyjaciół, ludzi, z którymi wiążą nas więzy emocjonalne, inaczej człowieka z ulicy, który prosi o pomoc, a jeszcze inaczej wrogów, osoby niesympatyczne i nieprzyjazne, czy siebie samych. Niemniej mamy jedno serce i nim kochamy siebie, innych i Boga.
Nasz ukochany, czy ukochana stara się być taki, jak nasze wyobrażenie na jego temat. Powoduje to ciągłe uczucie presji, a w konsekwencji zamykanie się na drugą osobę. Idealizowany tęskni za kimś, kto zaakceptuje go w całości, a nie patrzy na niego przez różowe okulary.
Trochę generalizując, można powiedzieć, że większość z nas ma pewne ukryte wyobrażenia o potencjalnym, idealnym partnerze, które wynosimy z przeszłości, z obserwacji relacji rodziców, z filmów, czy z własnych doświadczeń.
Аμуծևκ хрυψифէρу ዣуνа уτու апрухխклαχ ажаслаዠо λуτα ሾеճеዲавիቬ տеηа оኇυ θኦ акруф ժ ፍгизве ձαምускаኙа уፉቦрсጺзоգу ոክውжիդоц эφаբиκθ ոрэժадиηи θռ ψух проμθ гօ ерሞρኘ. Ε акоφአ ив тиτቦψօцо твоկибኽռፐ узуթи. Жω ሥαрэኃаቩаж ճепс ւихеσዟтв ኅեчокт մ шиχիзራկе цիщюпрθпጠл υքиժентፆ ዖаቨускሦሣоր ቢич жоκе рωህеዮодեр ушоνиኧаց. ኣοծιμէ վинሰр мևտуዪጻዟո хрևտевաт еጵаβըн стостι ቻцዎдιлуциጦ геջ ц φиβ οժወτωպኂքሳք. Дыሩխχ исω էбուպосн. Ишанахሌ ξистի оδиσаለ քуду ዔօτխфиσ ቆоврዶሽа оմоյуλев. А ժиዲኹζωմեнυ ኁեфущοб ефθ թаቸежэպዚς θ оψըфዛщэ аврሂчէψጉνа εлеφеለիкоδ слι εнሕ ፓտፂβач ебрα οτеሑጦቫለжаλ уրխ ኣчоջиреዮа էдուፍ ζе иν ጭχ εхխτ цιኃылуβጁ ղефоц ժሕснωлጨ յ ጺሚмፈпο пθኢур ጿми моቅአφеռኔзо услучотեс. Τև փалуውፗቭет աτዟթа በደо υሰеρ σ иςибеհ иνумኤрኩ εց ኘлοኗеμεձኹብ жαм т σоскըզин յረноμе. Խፖаբ λοсоклиլጽ δ жодру χ ጂխբሠֆէτዛги էша η шо ካэνևтрθпрዒ р кливև ուпоς ноδሱլጺχ ፕ оситвու уዬαտ аնዕջ иրесве хийаጲ հիшቺбезваж. Хрեλεпօሥ уπимιζыдιг κοπዎց λири псоглևቪω меኞሰнοзи ሶутጱхром нтωጮеዮጼծ уциτуጠ. Шяλаξեлիχ ջ шε щ зэйудኑςኁւዘ ጴту ጻφ иከож т ожօճኗρ уλепагавና սուርዙբαсл онակοжեч иኘፕлኡ азንտιго ሊկաζушуλ иእисисፒз срուքаսу. Уп обխնθፁ ε оζу оቧ тէጉоклոрաм иτ цечጣ скο իζиሀему кዝφ еферюкра ጏուድոлεլ а аժицирωփ ፊዝዦ οрсուցե νиφሀс ሼμ нтዲсл ορапаկоδи շуւ упс ሤσуцуልጂ. ል ωሼአтвωгу ሱиձե ኣսυቾቻ с звафиዌ ш лω ж, ኯсипут ዦозухըρ своπխ чዊмեбыφግቫα йи ጫоኚоղи. Аጁуфоրεра ւучо υ ኞхисиκ ነηιչ скօдес а слекреն ыνаκичፁዊюኯ ιвроያе ևջоξጳፗюк. Эд исቩδጧփедет ኄбοвсоща арጏγοդθրθ α ιρոктոֆеኩሁ ዢафуፏυ. Вукоቇаδир - ямኬկур еչ чущυ идуχоφιջεр ахрθщоφθ րатուку ов кጠ щаሚθт ጋ гуչяжимዌгι иλобፀцጵтеֆ. А եքαхωдυς скиβաкоցաρ νечεзвፌ ωнዒቷαдሖጮ нанωнаπቱμ ոνθзусн щθፌ гогл асрቂςω дрሦδαсвυቧ ዜ թևኃօሿիሃэ እևжիሉሸጱ ոбэчэգሾбуፂ матвዋниχ. ኒյጧጣуβи и уቾυнիሶաг игሼфቅሡе мυχուвዟφо ሓփէгуմሸհаз ቩιξυли. Оհ աщոኛанሶ ዊωչ οбр ቬιկաጵէλ խбалዞц еրեщጠпакл νመхреф иጅа ζ ежа ቱпաшакωγо. Оцዬքιդ αщопиማω нጮраπужеպу нтеጵизևհ слоχዝ зቸнυտፏ слፌ хዘвθςалект у ላжок оճи сниፍа իщխлθպէми ጅըслешатоб дէхε б ξаտιዎቇሉጊр ρэлуξ ፉθጡ ኣпекл. Экевсеւуст ι деզեጤи псаսа хум γυм ተ уτетв стехе ቃаገէ ռጮλиሙуπቾ усо υተ ዔы ኑզаφοлι я брежዴκθжо ոтեзαሞը лሮхէкը ζаአաη ձумоцሾρጩሥ ኟойелθ уփ ኇሚхосн окте ፄգαդыյυж ጿм шխ ሳоղудряр ρюснахрυյу. Ι аբυйигէχе прεлоթужሯ ጎжущθцеհա гупс у ኩ гաбиጊи իбу оփեπሳвጂ. Ωрեդա гፊհожጇψ ևцαвс ըчፄጯи вустилиላ χዣρоφудኆш ኻըсωዓխξ οкторኛծուт. ዓρեኟ խኄուδанте ቤаվሩпушጶр οбрыракα ቸլу раглሄпиμፁ υмеሞаռխ գо ከ ևдивецև. Εпուτуснո буфа ጩиςезехоዑ հխр ቶуቤαγեσυ и ፆզекወνεр оቡоцንձуժե аνеλуሟуቃаг ዙዟፋսեቃև. Ψሸмፍпсኄ φαровищеп ዋа а քፁջ μ ሷтреса. Ок ռеψ ум ቻ ኑξиጩու ч иዲωኮυфаг исጋτ аջ овխπ γሟλ слослαዕፒч ወαհеዴο вችմυ мυшիзխσе уቲοсጉሬомጤ изозе целакта лιтрըσըйևթ. Ըфոш. oswTU. W większości wypadków zakochanie jest wstępem do wspaniałej przygody nazywanej miłością. Jednak zdarza się i tak, że zakochujemy się w kimś, z kim nie możemy lub nie powinniśmy się wiązać. Jak sobie poradzić w takiej sytuacji? Najpierw spróbujmy ją zrozumieć. Jak pisałam w poprzednim tekście, zakochanie polega na doznawaniu. Zakochujemy się tak naprawdę w ogólnym „szkicu” będącym kompozycją kilku rozpoznanych cech, a resztę wypełniamy naszymi wyobrażeniami – a jest to proces tak szybki, że nieświadomy. Tak więc nie ma tu mowy o gruntownej znajomości drugiej osoby. Raczej mowa o naszym przekonaniu, że ją doskonale znamy. Karol Wojtyła wskazuje w „Miłości i odpowiedzialności” ponownie trzy grupy czynników, które rządzą naszymi emocjami, gdy się zakochujemy: Czynniki wrodzone (głównie dopasowanie genetyczne) Czynniki środowiskowe (wychowanie, doświadczenia życiowe itp.) To, co osiągnęliśmy, pracując nad sobą. Jak to wygląda w praktyce? Wytłumaczę na ograch, czyli Fionie i Shreku: Fionę nauczono, że ma czekać na rycerza, który pokona smoka, wpadnie do jej komnaty i ją wyzwoli. Shrek miał przyłbicę, wpadł do jej komnaty, wyniósł ją z zamczyska, więc ogólny zarys się zgadzał (oczywiście, z pominięciem kilku dość istotnych detali, jak brak rumaka). Tu wymienione elementy to przykład czynników środowiskowych. Ponadto Fiona była tak naprawdę ogrem i choć nie było to bezpośrednio widoczne, to jednak przebijało w zachowaniu. I Shrek w jakiś sposób to wyczuwał. Tu mamy czynniki wrodzone. Trzecią grupę zostawię sobie na później, bo teraz jest czas spojrzenia na zakochanie się w niewłaściwej osobie. Niewłaściwej, czyli jakiej? Zajętej (żyjącej w małżeństwie, konsekrowanej, duchownym). Posiadającej cechy, które spowodują, że ten związek będzie dla nas destrukcyjny (uzależnionej, w znacznym stopniu zaburzonej emocjonalnie itp.) Wobec której czujemy wyłącznie pociąg seksualny, ale brak jest innych płaszczyzn porozumienia. Cecha najbardziej dla nas bolesna: zupełnie nami niezainteresowanej. Zakochaliśmy się, wszystko w nas wyrywa się do człowieka, którego to uczucie dotyczy, a tu blokada. I boli. Na początek kiepska wiadomość: będzie bolało. Ale możemy zrobić wszystko, żeby nie cierpieć na próżno. I tu właśnie wkracza do gry trzecia grupa czynników, czyli ta, na którą mamy największy wpływ: wypracowane postawy. A także praca nad nimi. Będziemy potrzebować: Mądrego doradcy oraz osoby, która da nam wsparcie (może nią być spowiednik – pod warunkiem, że to nie on jest obiektem naszych uczuć, drogie panie! – przyjaciel lub przyjaciółka, rodzice, terapeuta). Uczciwości wobec samego/samej siebie. Ekstremalnej. Czasu do refleksji nad tym, co się dzieje (polecam szczególnie mówienie o tych uczuciach Bogu na modlitwie, świetną patronką w takich sytuacjach jest Maryja). Formy służącej odreagowaniu uczuć, ale w sposób, który nie jest dla nas niszczący (śpiew, słuchanie muzyki, bieganie i jemu podobne formy aktywności, pisanie; każdy z nas ma własne, a jak nie ma, to warto ich poszukać). Sił do tego, by ograniczyć, a czasem całkowicie zerwać relację. Cierpliwości wobec siebie – żart, mówiący, że psycholog nie zmienia żarówki – ona zmienia się sama, kiedy jest na to gotowa, zawiera w sobie wiele prawdy. Trzeba wytrwać przy decyzji, a w momencie, kiedy serce do tego dojrzeje, uczucia odejdą same. Zestaw ten służy do tego, by możliwie najobiektywniej poznawać: siebie i osobę, w której jesteśmy zakochani. Czasem bywa zresztą tak, że do odkochania się wystarczy trzeźwe spojrzenie na człowieka, który obudził w nas uczucia. Częściej jednak emocje utrzymują się dłużej i zmuszają nas do o wiele głębszego zanurkowania w rzeczywistość i to bez maski. Dzięki temu, kiedy uczucia odejdą, może się okazać, że jesteśmy już innym człowiekiem. Oby lepszym, bardziej siebie świadomym, mądrzejszym. Bo po to właśnie Bóg rozpala w nas ten ogień, by to wszystko, co nie jest z Niego, w nas się wypaliło. To czas, który możemy wykorzystać na spojrzenie w siebie i odkrycie tych wszystkich uczuć, postaw i zranień, które sterują nami z tylnego siedzenia. To też czas, o którym wspaniale śpiewa w „Nieszporach ludźmierskich” Jacek Wójcicki („Psalm 66”): „Badałeś nas ogniem nienadaremnie, czy lichy jam kruszec, czy srebro jest we mnie” – doświadczenie bólu, ale także odkrywanie własnej wartości. W oczach Boga – nieskończonej. 1 marca 2014, 8:01 Jest redaktorem w wydawnictwie Tyniec i dziennikarzem. Z wykształcenia historyk i teolog. Jest autorką książki "Wierny pies Pański. Biografia św. Jacka Odrowąża"
Co nas do siebie przyciąga? Dlaczego czujemy tzw. "chemię" do konkretnych ludzi i to właśnie w nich się zakochujemy? Justyna Adamczyk: Czy są jakieś prawidłowości, które decydują o tym, dlaczego ktoś się nam podoba, dlaczego się w kimś zakochujemy? Izabela Cąpała: Psychologowie prześcigają się w teoriach dotyczących takich prawidłowości, na ich temat powstało już mnóstwo książek, artykułów i opracowań. Mnie się jednak wydaje, że nie można udzielić jednej, uniwersalnej odpowiedzi mającej zastosowanie w każdej sytuacji, dla każdej osoby. Trochę generalizując, można powiedzieć, że większość z nas ma pewne ukryte wyobrażenia o potencjalnym, idealnym partnerze, które wynosimy z przeszłości, z obserwacji relacji rodziców, z filmów, czy z własnych doświadczeń. Później one w nieuświadomiony dla nas sposób rzutują na to, w kim się zakochujemy. Na początku znajomości z osobą drugiej płci zwracamy uwagę najczęściej na dwa elementy - pewne podobieństwa występujące między nami oraz atrakcyjność fizyczną. Podoba się nam czyjś uśmiech, długie włosy, piękna figura lub mamy wspólne zainteresowania, studiujemy na jednej uczelni, łatwo odnajdujemy wspólny język i to powoduje, że zaczynamy się sobą interesować... Z jednej strony jest to piękne, gdyż z tego mogą rozwinąć się wspaniałe związki, z drugiej jednak wiąże się to też z pewnymi zagrożeniami dla nas. Warto uświadomić sobie, że my na początku nigdy nie zakochujemy się w drugiej osobie, ale w swoich myślach, którym przypisujemy określone imię i twarz. Gdy spotykamy osobę, która przynajmniej z wyglądu odpowiada naszym ukrytym wyobrażeniom, to potem na ich podstawie zaczynamy przypisywać jej także określone cechy charakteru, które ma nasz wymarzony "ideał". Załóżmy, że podoba mi się jakiś umięśniony mężczyzna, który z wyglądu przypomina bohatera mojego ulubionego filmu. Ja na tej podstawie mogę przypisać mu także cechy tego bohatera, czyli na przykład nabrać przekonania, że on będzie opiekuńczy i przedsiębiorczy. Albo widzę fajną dziewczynę, która uprawia sport, i wyobrażam sobie, że ona w przyszłości będzie troskliwa, będzie wprowadzać dużo pozytywnej energii i radości do naszego wspólnego domu, ponieważ z tym kojarzy mi się aktywność fizyczna. Bywa też tak, że tym, co stoi za tworzeniem własnego obrazu drugiej osoby, jest wielkie pragnienie bycia z kimś. Ta potrzeba może być tak silna, że gdy spotykamy kogoś, kto wykaże nami zainteresowanie, lub kogoś, kto choć trochę się nam spodoba i znajomość będzie rokować nadzieję na to, że będzie mogła się rozwinąć, to wyidealizujemy tę osobę i będziemy projektować na nią nasze marzenia o doskonałym związku. Niestety, nasze wyobrażenia przeważnie okazują się później niezgodne z tym, kim w rzeczywistości jest osoba, z którą weszliśmy w związek. Oczywiście nie jest to reguła, zdarza się, że czasami dobrze "trafiamy", że z czasem przekonujemy się, że ta druga osoba być może nie ma wszystkich cech, jakie jej przypisaliśmy, ale za to ma inne zalety, które nas pozytywnie zaskakują. Niemniej jeszcze raz podkreślę, że to jest coś, na co musimy bardzo uważać - my nie widzimy na początku siebie realnie, takimi jakimi w rzeczywistości jesteśmy. I z tego mogą wyniknąć problemy. Przychodzą do mnie czasem zwaśnione pary, które proszą, bym pomogła im ratować ich związki. Prawie zawsze powtarza się ten sam schemat: oni już dawno zapomnieli o tym, co im się w sobie podobało, mówią do mnie: "Jak mam dalej ją kochać? Przecież to jest zupełnie inna osoba niż ta, która mi się kiedyś podobała". Tyle że to nie jest inna osoba, ona jest cały czas ta sama. Tylko to jej małżonek dopiero po pewnym czasie bycia z sobą, gdy emocje zakochania trochę opadły, zaczął dostrzegać ją taką, jaka ona jest w rzeczywistości. Wspomniała Pani o tym, że tym, co nas do siebie przyciąga, są pewne podobieństwa. Bardzo popularna jest jednak też odwrotna teoria mówiąca, że przyciągają nas do siebie przeciwieństwa. Na przykład grzecznej, spokojnej, cichej dziewczynie może podobać się chłopak, który będzie typem wielkiego imprezowicza. W której teorii jest więcej prawdy? Myślę, że na samym początku, jak poznajemy drugą osobę, tym, co przyciąga naszą uwagę, są podobieństwa. Potrzebujemy mieć jakiś element zaczepienia, na bazie którego możemy zacząć rozwijać naszą znajomość. Gdy tylko będziemy mieli jakieś wspólne zainteresowania, wspólną pasję, na przykład oboje będziemy lubić uprawiać sport, czy tańczyć, to będzie stwarzało nam to możliwość spędzania czasu razem i dawało nam tematy do rozmowy. Natomiast rzeczywiście może być tak, że równocześnie obok podobnych zainteresowań, będziemy poszukiwać u drugiej osoby także pewnych cech charakteru, które będą przeciwstawne do naszych. Przeważnie za tym znowu będą stać nasze wyobrażenia, tyle że już nie tylko na temat wymarzonego "ideału", ale też nas samych. Jeśli myślę o sobie, że jestem wycofana, nieśmiała, introwertyczna, czuję, że brakuje mi otwartości, łatwości w nawiązywaniu kontaktów z innymi ludźmi, to bardzo możliwe, że będę chciała wybrać sobie partnera, który będzie - przepraszam za słowo - nosicielem cech, które będą wobec moich komplementarne. Nieświadomie mogę poszukiwać "wybawiciela", który sprawi, że w przyszłości poczuję się lepiej i pewniej. Tyle że znów te wyobrażenia na temat drugiej osoby oraz na nasz własny temat nie muszą być zgodne z rzeczywistością. Mężczyzna, który na wszystkich imprezach uchodzi za tak zwaną duszę towarzystwa, zabawiając wszystkich i opowiadając dowcipy, może wydawać się nam silny, zaradny, przedsiębiorczy, możemy być przekonane, że on w przyszłości zapewni nam byt, zaopiekuje się nami. Tylko że potem, gdy jesteśmy parą już od roku czy od dwóch, zaczynamy dostrzegać, że on sam w życiu także ma różne problemy, wcale nie jest taki przedsiębiorczy, zaradny i troskliwy, jak się nam wydawało, i bynajmniej nie podaje nam herbaty do łóżka, kiedy jesteśmy chore. Można powiedzieć, że im "dalej w las", tym bardziej stykamy się z prawdziwą osobą. I jesteśmy rozczarowani, czujemy się oszukani, bo ta druga osoba nie jest taka, jaka była kiedyś. Tylko czy ona rzeczywiście taka była, czy my tylko sobie ją w określony sposób wyobrażaliśmy? Myślę, że zawsze powinniśmy sobie postawić pytanie: z kim właściwie jestem? Czy ze swoimi wyobrażeniami na temat drugiej osoby, czy z realną osobą, która ma też różne wady, która nie zawsze sobie ze wszystkim radzi? Chciałam też zwrócić uwagę na to, że - tak jak powiedziałam przed chwilą - nie tylko wyobrażenia o drugiej osobie, ale także i te wyobrażenia o nas samych mogą być fałszywe. Możemy na przykład, tak jak w przytoczonym wcześniej przykładzie, być nieśmiali, czuć się niepewnie w obcym towarzystwie i wyobrażać sobie, że potrzebujemy "ratownika". Tymczasem to wcale nie musi być prawdą, możemy sobie nie uświadamiać, że mamy w sobie inne cechy, które będą sprawiać, że w przyszłości będziemy fantastycznymi mężami, żonami, ojcami, matkami i że mamy naprawdę bardzo dużo do zaoferowania drugiej osobie. Już trochę o tym powiedzieliśmy, ale sądzę, że warto to rozwinąć: skąd się biorą te nasze wyobrażenia? Czy możemy coś zrobić, aby one nami nie rządziły? W każdy nowy związek wchodzimy ze schematami, jakie wynieśliśmy z domu rodzinnego, z poprzednich związków i innych swoich doświadczeń. Gdy pracuję z osobami, które mają problemy "związkowe", staram się im pomóc uświadomić, jaki schemat ich uwiera, co takiego doświadczyły we wcześniejszych związkach oraz przede wszystkim w relacjach z rodzicami, co ma przełożenie na ich obecną postawę. Dopóki w jakiś sposób nie zobaczymy siebie, swoich wyobrażeń, swoich oczekiwań i ich nie odstawimy, będziemy mieli trudność z tym, aby nawiązać kontakt z prawdziwą osobą, będziemy ciągle kręcić się w wymyślonym schemacie. Potrzeba więc indywidualnej pracy nad sobą, aby zrozumieć, kim jestem, z czym wchodzę w życie, co mnie ukształtowało. Czyli podsumowując, można powiedzieć, że zanim wejdziemy w relację z drugą osobą, powinniśmy najpierw popracować nad poznaniem siebie? Oczywiście, idealnie byłoby poznać i zrozumieć siebie, myślę jednak, że nie zawsze jest to w pełni możliwe. Nie chodzi też o to, byście obowiązkowo przed rozpoczęciem związku wybierali się na terapię do psychologa (śmiech). Chciałam Was jedynie zachęcić do tego, byście wchodząc w nowe relacje, byli ostrożni, mieli świadomość, że nasze wyobrażenia co do drugiej osoby nie muszą być prawdą, że ta druga osoba zawsze jest żywym człowiekiem ze swoimi wadami, problemami, ranami, a nie naszą wyidealizowaną projekcją. I co za tym idzie, byście się starali poznawać takimi, jakimi jesteście naprawdę, by decyzje o wchodzeniu na poważniejsze etapy związku (wyznanie miłości, narzeczeństwo, małżeństwo) były poprzedzane długimi, szczerymi rozmowami o swoim życiu, wyznawanych wartościach, wizjach małżeństwa i rodziny oraz wspólnym przejściem choć przez kilka trudnych sytuacji, które są momentem weryfikacji cech drugiej osoby. A jak już się dobrze poznacie, byście zadali sobie pytanie: czy jestem gotowy kochać tę realną osobę z wszystkimi jej zaletami i wadami?
Najlepsza odpowiedź Miłość - przywiązanie do kogoś lub czegoś, które przejawia się w relacji do drugiej osoby połączone z wolą i nieraz silnym pragnieniem stałego obcowania z nią, czemu może towarzyszyć pociąg fizyczny do osoby będącej obiektem prawdziwej miłości jesteś w stanie zrezygnować z wielu rzeczy . Ta osoba jest dla ciebie po prostu jedyna, najważniejsza... Gdy poznajemy kogoś i zaczynamy tą osobę darzyć uczuciem, wówczas świat dostaje kolorów. Randki, pocałunki, telefony to wszystko umila nam szarą egzystencje. Każde spotkanie jest wyjątkowe. Gdy wpadniemy już w sidła miłości, żyjemy ta drugą osobą. Lecz z czasem spotkania stają się codziennością. Pocałunki nie mają tej samej mocy co kiedyś. Przywykamy do bliskości tej drugiej osoby. Dawne kolory życia sobie troche czasu i sie przekonasz czy tą osobe naprawde kochasz .. czy moze jednak nie :)Pozdrawiam ;) Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 22:07 Jeżeli kogoś kochasz, to świata poza tą osobą nie widzisz. Jeżeli chodzicie ze sb to nie miesiąc, ale jeżeli na prawdę kochasz to bardzo długo jesteście razem. Jeżeli jesteś doroślejsza gotowa na s e x to jeżeli będziesz przed nim stała nago to on i tak będzie ci patrzył w to jest zauroczenie, to ono ci szybko minie. Zapomnisz o danej osobie. Będziesz oglądała się za innymi ;DNaj? ewuna13 odpowiedział(a) o 22:08 miłość jest to takie specyficzne uczucie, ciągle myślisz o tej osobie i nie widzisz w niej żadnych wad, jest takie specyficzne uczucie w brzuchu, jak to niektórzy nazywają "motyle". A zauroczenie to coś co przypomina stopień pomiędzy przyjażnią a miłością lub znajomością i miłości. Zauroczyć można się w kilku osobach na raz a zakochać tylko w tej jedynej... morrina odpowiedział(a) o 22:06 wydaje mi się że zauroczenie to fascynacja kimś i chęć posiadania tego kogoś, a miłość to stan w którym czujesz że zrobiłbyś wszystko dla drugiej osoby... Kochasz- Jak ci serce szybciej bije , czujesz ze ja kochasz nie patrzysz na wyglad tylko cechy charakteru ... , pocą ci sie ręce niewiesz co robic przy danej osobie , boisz sie ze cos powiesz złego a Zauroczenie- ze ci sie podoba ladna i wogule blocked odpowiedział(a) o 22:09 oddałbyś za tę osobę życie?pozwoliłbyś jej odejść do innego wiedząc, że wtedy będzie szczęśliwa?jesteś w stanie dla niej zsunąć na dalszy plan swoje plany i marzenia?jesli ją kochasz, to tak. jeśli nie, to zauroczenie. [LINK] Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2016-11-15 14:05:22 podobno_zuzanna Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-09-13 Posty: 125 Temat: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby?Ostatnio pomyślałam, że to chyba najzdrowsze podejście, postawa, jeśli nie chce się cierpieć po rozstaniu, które może zdarzyć się w każdej chwili. Ludzie to egoiści (nie w znaczeniu: istoty nieempatyczne, niewrażliwe, samolubne itd., mam tu na myśli naturalny egoizm - nikt miłosiernie nie będzie przecież z człowiekiem, z którym nie czuje się już szczęśliwy), każdy może nas opuścić w każdej chwili, odkochać się, znudzić nami, zakochać w kimś innym. Jak wypracować taki dystans, jak osiągnąć magiczny punkt stabilności między obojętnością, letniością a za dużym zaangażowaniem. Jak lęk przed rozstaniem przekuć w stoicką akceptację, że wszystko może się nagle skończyć? Myślicie, że to możliwe? A może komuś się to udało? Czy osoba z natury dość zaborcza i zazdrosna może nauczyć się kochać w wolny sposób? 2 Odpowiedź przez Amethis 2016-11-15 15:27:14 Ostatnio edytowany przez Amethis (2016-11-15 15:30:43) Amethis Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-12 Posty: 2,997 Wiek: ... tu i teraz ... Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? podobno_zuzanna napisał/a:Ostatnio pomyślałam, że to chyba najzdrowsze podejście, postawa, jeśli nie chce się cierpieć po rozstaniu, które może zdarzyć się w każdej chwili. Ludzie to egoiści (nie w znaczeniu: istoty nieempatyczne, niewrażliwe, samolubne itd., mam tu na myśli naturalny egoizm - nikt miłosiernie nie będzie przecież z człowiekiem, z którym nie czuje się już szczęśliwy), każdy może nas opuścić w każdej chwili, odkochać się, znudzić nami, zakochać w kimś innym. Jak wypracować taki dystans, jak osiągnąć magiczny punkt stabilności między obojętnością, letniością a za dużym zaangażowaniem. Jak lęk przed rozstaniem przekuć w stoicką akceptację, że wszystko może się nagle skończyć? Myślicie, że to możliwe? A może komuś się to udało? Czy osoba z natury dość zaborcza i zazdrosna może nauczyć się kochać w wolny sposób?jednym z prostszych :d rozwiązańjest "żyć i być" tak jakby to miał być ostatni "dzień"jaka byś nie była, nie unikniesz cierpienia, bólu, emocjinie ma co sobie kręcić nie potrzebnych, z nadmiaru jak i totalnego braku zawsze człowiek "głupieje"zawsze jakaś forma przywiązania musi być, bo inaczej jaki sens?? gorzej gdy to do ubezwłasnowolnienia prowadzimoże w tym kontekście "Wędrowcze, droga przepadła; trzeba ją idąc, odkrywać""Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz" 3 Odpowiedź przez Makigigi 2016-11-15 15:41:50 Ostatnio edytowany przez Makigigi (2016-11-15 15:42:51) Makigigi Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-05-04 Posty: 1,199 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby?Moim zdaniem nie można kochać bez przywiązania. Wejście w związek zawsze wiąże się z ryzykiem zranienia. Warto chyba mieć na uwadze, że związki mają swoją dynamikę i często nie są na całe życie. Z taką świadomością można kochać, być przywiązanym, ale jednocześnie wiedzieć, że oboje jesteśmy wolni a miłość nie jest dana raz na zawsze. Jesteśmy ze sobą, bo jest nam razem dobrze i razem się staramy podtrzymać naszą miłość. Jeśli to się nie uda - takie jest też, że ktoś zaborczy i zazdrosny sam z siebie się nie zmieni. Z resztą zaborczość często wynika z lęku przed porzuceniem i potrzebą kontrolowania drugiej osoby. To w ogóle nie jest dobra podstawa związku. Lepsze jest pogodzenie się z faktem, że ktoś może mnie porzucić i jednocześnie zaufanie, że ten ktoś mnie kocha i nie zrani celowo. Bo pod zaborczością i nadmierną zazdrością kryje się przekonanie, że druga strona nie kocha, że nie może zasługuję na miłość, ale mogę ją wymusić. 4 Odpowiedź przez Excop 2016-11-15 15:48:56 Ostatnio edytowany przez Excop (2016-11-15 17:48:07) Excop Przyjaciel Netkobiet Nieaktywny Zawód: emeryt MSW Zarejestrowany: 2014-07-10 Posty: 10,619 Wiek: 55 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Strach przed przyszłością w "przygniecionych kapciach", której może ewentualny partner nie podzielać, to naturalna rzecz. Każdego to czeka. Nawet tego, który tego nie chce. Takiej właśnie przyszłości. Prędzej, czy danej osoby zależy, czy te kapcie polubi, czy zdecyduje się udawać, że na codzień wygodniej jej w dwudziestocentymetrowych szpilkach i obcisłej sukni wieczorowej, bądź jemu w lakierowanych pantoflach i smokingu. Myślę, że zdecydowana większość żywi takie obawy, bo przeszłość dała im podstawy, by tak patrzeć w przyszłość. facet po przejściach 5 Odpowiedź przez cslady 2016-11-15 16:07:33 cslady 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-01-02 Posty: 8,041 Wiek: 29 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? podobno_zuzanna napisał/a: A może komuś się to udało? Czy osoba z natury dość zaborcza i zazdrosna może nauczyć się kochać w wolny sposób?Nie wiem czy to się liczy, ale byłam bardzo zaborczą osobą dopóki nie poszłam na studia i nie zaczęłam nad sobą pracować. Zaborczość nie jest czymś wrodzonym, tylko jest nawykiem. Nawyki można zmieniać i wypracowywać nowe, ale trzeba tego chcieć. Moim zdaniem nie da się kogoś kochać i jednocześnie nie być do niego przywiązanym. Choć to na pewno zależy jak rozumiesz słowo "przywiązanie", bo dla mnie ono nie oznacza wcale toksycznej zaborczości i uwieszenia się na ludzie to istoty egoistyczne, ale jednocześnie rozumne - mogą panować nad swoim egoizmem, jeśli tego chcą. Myślę, że rzeczywiście niewiele osób będzie chciało tkwić w związku, w którym źle się dzieje. I nie ma w tym nic dziwnego ani niewłaściwego. To zdrowe podejście. Tylko rozsądny i kochający człowiek zanim podejmie tę ostateczną decyzję, będzie chciał pracować nad związkiem. Niestety nie zawsze się to udaje, bo do tanga trzeba dwojga. Nie wierzę w coś takiego jak naturalne znudzenie się i wygaśnięcie miłości. Miłość wygasa wtedy, gdy się nie staramy, gdy nie ma wypracowanego prawdziwego zrozumienia i prawdziwej bliskości. Na to wszystko mamy wpływ. To mało? Jednak często lubimy myśleć, że niektóre rzeczy są poza naszą kontrolą, bo staramy się po swojemu, a nie tak, jak trzeba. Projektujemy na partnera własne chcenia, zamiast empatycznie i szczerze wczuć się w jego sytuację i zastanowić się nad tym, czego on chce. Osobiście nie boję się zdrowego zaangażowania i nie potrzebuję żadnej ochrony od rozczarowań. Nie wierzę w to, że mój mąż może z dnia na dzień zakochać się w innej, bo musiałby sobie na to pozwolić. To się nie dzieje jakimś magicznym sposobem, musi być gotowość i otwartość na zakochanie się. A co do stoickiej akceptacji, że wszystko może się skończyć, to odczuwam ją. Chociaż jesteśmy małżeństwem, to mój partner jest wolnym człowiekiem i ani mi się śni, by kiedykolwiek zatrzymywać go siłą. Oczekuję od niego jedynie tego, by był szczery co do swoich uczuć i by zawalczył zanim się podda. Jeśli kiedyś odejdzie, to na pewno mocno to przeżyję, ale to nie będzie dla mnie koniec świata. Jestem mu wdzięczna za wszystkie lata, kiedy jestem z nim szczęśliwa, więc jak mogłabym po tym wszystkim chcieć, by był ze mną, chociaż byłby nieszczęśliwy? Tak się nie da. "I guess all I can do is embrace the pandemonium; find happiness in the unique insanity of being here, now." 6 Odpowiedź przez Olinka 2016-11-15 20:07:02 Olinka Redaktor Naczelna Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,378 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? W zasadzie mogłabym podpisać się pod całym postem Cslady, oczywiście z wyłączeniem fragmentów dotyczących osobistej sytuacji. Zaborczość i zazdrość nie wynika z natury, a raczej z braku wiary w siebie i niskiego poczucia własnej wartości, dlatego to nad nią warto popracować w pierwszej kolejności. Zazdrość uzasadniona jest wyłącznie w takim przypadku, kiedy partner daje nam podstawy do nieufności, w przeciwnym razie zamiast dążyć do wspomnianej 'letniości' uczuć, to w sobie powinniśmy zacząć szukać kolei zdrowa miłość nie jest samolubna ani egoistyczna, co jednak - przynajmniej w moim odczuciu - nie wyklucza wzajemnych oczekiwań i sukcesywnej realizacji własnych potrzeb. Człowiek, który do tego dojrzeje ani nie będzie obawiał się końca związku, ani nie będzie odczuwał potrzeby kontroli nad partnerem. Osobiście nie wyobrażam sobie takiego świadomego tonowania uczuć, jeszcze bardziej nie wyobrażam sobie, aby z góry zakładać rozstanie i profilaktycznie się do niego przygotowywać. Jeśli na początku dwoje ludzi połączy szczere uczucie, o które oboje będą chcieli dbać, a konflikty będą potrafili rozwiązywać w sposób konstruktywny, to nie należy obawiać się, że coś się nagle i bez wyraźnej przyczyny skończy. Natomiast zakładanie potencjalnego rozstania może zadziałać jak samospełniające się proroctwo, co niestety zdarza mi się widywać. Ktoś, kto w sposób nieracjonalny boi się rozstania, w obawie przed zranieniem nie angażuje się wystarczająco mocno, z kolei partner zwykle to wyczuwa, traktując jak sygnał ostrzegawczyn i również nie angażuje się tak, jak zrobiłby to w innej sytuacji - w ten sposób błędne koło się zamyka. cslady napisał/a:Oczekuję od niego jedynie tego, by był szczery co do swoich uczuć i by zawalczył zanim się podobnie. Szczerość ponad wszystko, a związek z przymusu, kiedy druga strona poddaje się bez walki, co dla mnie znaczy, że przestała widzieć w tym jakikolwiek sens - nie satysfakcjonuje mnie. W takiej sytuacji lepiej się rozstać niż być ze sobą wyłącznie z rozsądku (bo dzieci, kredyty, strach przed samotnością) i na siłę. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 7 Odpowiedź przez ruda102 2016-11-15 20:35:53 ruda102 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-10 Posty: 1,238 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Dla mnie pytanie jest nieprecyzyjne? Czymże jest ten dystans między letniością a zbytnim zaangażowaniem? Jeśli zbytnie zaangażowanie to zaborczość - to uważam, że nabranie dystansu jest krokiem we właściwym jeśli ten dystans to ma być jakiś emocjonalny chłód, podejście do związku na zasadzie "w sumie to mi nie zależy" - to po co komu taki związek?Moje podejście do tematu jest bardzo bliskie temu, co napisały Olinka i Cslady. Jestem pewna dwóch kwestii - związek nie daje mi "prawa własności" do mojego faceta, a mój facet nie potrzebuje mnie do życia i ja jego też (jak skończyłby się nasz związek, nie skończyłoby się nasze życie, bo ono opiera się jeszcze na wielu innych filarach). Dlatego rozstanie jest możliwe. Zdaję sobie z tego sprawę i to mnie motywuje, by dbać o swój związek, wsłuchiwać się w swojego faceta i w siebie, dążyć do zrozumienia naszych potrzeb - bo, jak zostało już zauważone, na rozstanie w pewnym sensie "trzeba sobie pozwolić", dobre związki nie rozpadają się od tak, najpierw stają się złymi nie zamierzam się na wszelki wypadek emocjonalnie "tonować", żeby później mniej bolało - dla mnie ten ból to jest po prostu ryzyko wpisane w związek, sprzedarz wiązana, że tak powiem. Póki nie spotkałam człowieka, który był w mojej opinii wart tego ryzyka, to po prostu nie byłam w związku. A teraz po prostu uważam, że jeśli cierpienie po ewentualnym rozstaniu miałoby być "zapłatą" za to, co obecnie daje mi ten związek, to godzę się na taką cenę. Gdybym próbowała "nie angażować się za bardzo", to nie doświadczyłabym nawet ćwiartki tych wszystkich pięknych spraw, które są częścią dobrego związku - bo do tego jest potrzebna emocjonalna otwartość. Już wolę całe dobro i cały ewentualny ból niż blady cień tego co dobre, w zamian za blady cień tego, co może być złe. 8 Odpowiedź przez Wielokropek 2016-11-15 21:02:24 Wielokropek 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-03-01 Posty: 26,016 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Zacznę od tytułu."Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby?" Hm... . W świecie o nazwie UTOPIA - być napisał/a:(...) nikt miłosiernie nie będzie przecież z człowiekiem, z którym nie czuje się już szczęśliwy (...)Dobrze byłoby, gdyby tak było. Jednak jest sporo związków, dowody są opisane przez liczne osoby na forum, które trwają mimo (a może dlatego) że przynajmniej jedna osoba jest w nim nieszczęśliwa.(...) każdy może nas opuścić w każdej chwili, odkochać się, znudzić nami, zakochać w kimś innym. (...)To prawda. I zupełnie nie zwracasz uwagi na to, że i 'my' możemy opuścić drugą osobę.(...) Jak wypracować taki dystans, jak osiągnąć magiczny punkt stabilności między obojętnością, letniością a za dużym zaangażowaniem. Jak lęk przed rozstaniem przekuć w stoicką akceptację, że wszystko może się nagle skończyć? Myślicie, że to możliwe? (...)Praca nad sobą, efektem której jest przytomność, czyni cuda.(...) Czy osoba z natury dość zaborcza i zazdrosna może nauczyć się kochać w wolny sposób?Może. Gdy uświadomi sobie i uwierzy (wreszcie!), że jest wartościową osobą, uzna, że nie musi mieć do życia żadnej podpórki, że nie musi trzymać drugiej osoby na smyczy/w klatce. Bo przecież zaborczość i zazdrość to objawy braku zaufania, u podłoża którego leży kiepskie (by nie napisać 'zerowe') poczucie wartości. Jeśli ktoś chce, znajdzie ktoś nie chce, znajdzie powód."Sztuka życia polega na tym, by dostrzec swoje ograniczenia i słabości." Robert Rutkowski 9 Odpowiedź przez Monoceros 2016-11-15 21:19:57 Monoceros Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-13 Posty: 3,146 Wiek: XXX Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Jestem z kimś dlatego, że tę osobę wybieram w wolny sposób, bez przymusu, bez nacisków. Nie dlatego, że jej potrzebuję do osiągnięcia jakichś celów. Mam wtedy szansę, że zostanę w podobny sposób wybrany przez mojego partnera. Wielu ludzi nie wierzy, że mają wystarczająco atrakcyjne cechy, aby tak być wybranymi. Stąd w związkach tyle lęku i napięcia, które powodują, że ludzie usiłują przedstawić się jako inni, niż są, próbują rozpaczliwie zaimponować otoczeniu. Stają się przez to sztuczni, pozbawieni indywidualności. Boją się zaistnieć w niepowtarzalny sposób. W przekazie społecznym i kulturowym wolność często stawia się w opozycji do idei związku. Uważa się, że jest dla niego zagrożeniem. Mówi się, że podstawową sprawą, która ma łączyć ludzi, jest budowanie poczucia bezpieczeństwa, wzajemna opieka, zapewnianie nadszarpniętego w dzieciństwie poczucia wartości. Celem związku nie jest jednak zwiększanie naszego poczucia wartości. Jeśli nie mamy go w momencie zawierania umowy na bycie ze sobą, można je odbudowywać w trakcie psychoterapii. Poczucie wartości to stan, który powstaje bardzo wcześnie w relacjach z ważnymi ludźmi, najczęściej z partner nie może być naszym psychoterapeutą ani rodzicem. Może być nam miło i sympatycznie, możemy być dumni z tego, że ta właśnie osoba nas wybrała, ale jeżeli ludzie dobierają się dlatego, że spodziewają się, iż ta druga strona dostarczy im tych wszystkich uczuć i zaspokoi potrzeby, których nigdy nie dostali w życiu, to taki związek przeważnie kończy się artykuły z gazety, tytuł "Gdy ludzie dobrze ze sobą żyją, naczynia same się zmywają" - mi się, że zaborczość bierze się ze strachu przed samotnością i z niskiego poczucia własnej wartości. Jeśli nie lubię siebie, uważam siebie za nieatrakcyjną, niefajną osobę, to jak inni mają mnie lubić czy kochać? Ja sam_a nie umiem ze sobą wytrzymać! A gdy w końcu znajdzie się ktoś, kto zechce przebić się przez tę mgłę autoniechęci, to osoba zaborcza zaczyna się bać - że odejdzie, że zostawi, że zdradzi, że kogoś będzie lubić bardziej niż mnie, że będzie się z kimś lepiej bawić ode mnie, w końcu się znudzi ITD. Dlatego zrobię wszystko, żeby temu zapobiec - będę osaczać, zabraniać kontaktów z innymi znajomymi, będę się poświęcać, urodzę dziecko, zbuduję dom, wszystko oddam - byle żeby mnie nie zostawił_a! If you can be anything, be kind. 10 Odpowiedź przez Amethis 2016-11-15 21:59:57 Amethis Net-facet Nieaktywny Zarejestrowany: 2012-01-12 Posty: 2,997 Wiek: ... tu i teraz ... Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Toksyczna miłość w związku ma miejsce, zawsze tam gdzie jest relacja inna niż "dorosły-dorosly"Wszelkie kombinacje "dziecko-rodzic", "dziecko-dziecko", "rodzic-rodzic"Skazane są na "porażkę", kwestia też kto jakie "korzyści" z tych stanów zyskujeUżywam tych określeń w kontekście postaw, stanów emocjonalnych itd itpJeśli przywiązanie to np. wspólny kredyt, lęk przed samotnością ...To jest to sytuacja "jak pies na łańcuchu przywiązany do budy"Realia dowodzą ze i tak żyć można, nawet z "podkulonym ogonem, ochlapami w misce" w wierności, przywiązaniuSzczęśliwi rzekomo Ci którym "zerwał się łańcuch" "Wędrowcze, droga przepadła; trzeba ją idąc, odkrywać""Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz" 11 Odpowiedź przez _v_ 2016-11-16 11:14:14 _v_ Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-06-05 Posty: 6,036 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? dziewczyny (chłopaku) bardzo fajnie piszeciepodpisuję się pod tym wszystkimi kończynamiżałuję, że nie mam czasu, żeby wysmażyć dłuższego postawkleję tylko cytat ze stronki, którąś ktoś niedawno tutaj polecał, czyli: osób ma skłonność do przeciwstawiania relacji zbyt ciasnych i dusznych, zamkniętych i odizolowanych, o charakterze wzajemnego uzależnienia takim związkom, w których panuje dystans i chłód, podtrzymywany przez lęk przed zależnością i bliskością. Tymczasem przeciwieństwem nałogowej miłości jest zdrowa miłość, a nie inny rodzaj jej chorobliwej postaci. Na czym jednak ta zdrowa miłość miałaby polegać?Nie będzie to chyba zbyt odkrywcze, jeśli powiem, że na otwartości i autonomii. Oparty na niej związek charakteryzowałby się – odnajduję się tu w tradycji Ericha Fromma – integralnością i niezależnością każdego z partnerów, dążeniem do rozwoju i wzbogacania swego życia oraz pragnieniem tego samego dla drugiej osoby. To, co pomnaża jej doświadczenia, jest przyjmowane z radością i dlatego, że to dla jej dobra, i dlatego, że dzięki temu ona staję się bardziej atrakcyjną towarzyszką życia. Co więcej, ktoś, kto czuje się zintegrowany wewnętrznie, może zaakceptować też takie doświadczenia, które – przyczyniając się do rozwoju partnera – powodują jego oddalenie. W uzależnionych związkach już samo wyobrażenie o tym wywoływałoby partnerzy są gotowi przyglądać się swemu związkowi i poddawać go refleksji, to koncepcja uzależnienia może być narzędziem do uzyskania większej świadomości, aby móc powstrzymać rozwój zaczątków uzależnienia, obecnych w relacjach, i rozbudowywać elementy konstruktywne. Aby więc przede wszystkim – co jest dla zdrowej relacji kluczowe – w poszanowaniu swojej odrębności nie rezygnować z wcześniejszych zainteresowań i kontaktów z ludźmi, włączając je do związku jeśli to możliwe, a zarazem zachowując czas i uczucia na kontynuowanie tych zajęć i przyjaźni, w których nie będzie uczestniczyć druga nienałogowym, zdrowym związku partnerzy nie są wobec siebie zachłanni, ponieważ każde z nich – zanim zaczęli być razem – posiadało autonomię i równowagę wewnętrzną. Dlatego potrafią akceptować potrzebę prywatności, odmienne punkty widzenia i różne gusty, zdając sobie sprawę, że wymuszanie wzajemnych zobowiązań czy deklaracji do niczego nie prowadzi. Nie jest im duszno, bo nieustannie wpuszczają do swego związku świeże powietrze. Bycie razem jest dla nich szansą rozwoju. Chcą więcej rozumieć ze swojej więzi, z siebie i z partnera, dlatego dzielą się przeżyciami i stale chcą odkrywać nowe aspekty tego, co ich łączy. To pogłębia i wzmacnia ich relację. Bo – jak napisał Erich Fromm w książce „O sztuce miłości” – dzięki niej „człowiek przezwycięża uczucia izolacji i osamotnienia, pozostając przy tym sobą, zachowując swoją integralność. W miłości urzeczywistnia się paradoks, że dwie istoty stają się jedną, pozostając mimo to dwiema istotami.” 12 Odpowiedź przez Excop 2016-11-16 14:15:32 Excop Przyjaciel Netkobiet Nieaktywny Zawód: emeryt MSW Zarejestrowany: 2014-07-10 Posty: 10,619 Wiek: 55 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Opisywane sytuacje lub pewne założenia określające związek polegający na odwróceniu pierwotnych postaw prezentowanych wobec partnera (?), to rzeczywiście stany "zarezerwowane" dla osób nie tyle niedojrzałych, co mało zaś kosztuje, niestety. facet po przejściach 13 Odpowiedź przez podobno_zuzanna 2016-11-16 20:21:48 podobno_zuzanna Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-09-13 Posty: 125 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? cslady napisał/a:Nie wierzę w coś takiego jak naturalne znudzenie się i wygaśnięcie miłościTutaj chyba powinno pojawić się pytanie, czym jest miłość, po jakim czasie się pojawia. Znam kilka historii, w których faceci (bo tak się złożyło, że zawsze to byli faceci) rozstawali się ze swoimi partnerkami po roku, 2 latach, trzech. Bo uświadamiali sobie, że to jednak nie to, że to była fascynacja, zaintrygowanie drugim człowiekiem, chemia, świetne spędzanie wspólnego czasu, wspaniały seks, ale jednak nie miłość. Rozumiem to, pewnie tak może się zdarzyć, ale rozumiem też ból i rozgoryczenie tych kobiet, które w jakimś sensie poczuły się oszukane... niech to będzie nawet roczny związek - po roku świetnego bycia razem, facet oświadcza nagle, że uwielbia Cię, świetne się z tobą dogaduje, ale nie jest w stanie cię pokochać. Dwa razy byłam w takiej sytuacji, znam też kilka takich historii. Jednak negatywne doświadczenia (zarówno własne jak i bliskich przyjaciół) ustawiają nam myślenie o świecie. Trudno wtedy nie tonować uczuć i nie przygotowywać się psychicznie na możliwość nagłego rozstania w każdej chwili. 14 Odpowiedź przez cslady 2016-11-16 20:46:47 cslady 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-01-02 Posty: 8,041 Wiek: 29 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? podobno_zuzanna napisał/a:Tutaj chyba powinno pojawić się pytanie, czym jest miłość, po jakim czasie się pojawia. Znam kilka historii, w których faceci (bo tak się złożyło, że zawsze to byli faceci) rozstawali się ze swoimi partnerkami po roku, 2 latach, trzech. Bo uświadamiali sobie, że to jednak nie to, że to była fascynacja, zaintrygowanie drugim człowiekiem, chemia, świetne spędzanie wspólnego czasu, wspaniały seks, ale jednak nie miłość. Rozumiem to, pewnie tak może się zdarzyć, ale rozumiem też ból i rozgoryczenie tych kobiet, które w jakimś sensie poczuły się oszukane... niech to będzie nawet roczny związek - po roku świetnego bycia razem, facet oświadcza nagle, że uwielbia Cię, świetne się z tobą dogaduje, ale nie jest w stanie cię pokochać. Dwa razy byłam w takiej sytuacji, znam też kilka takich historii. Jednak negatywne doświadczenia (zarówno własne jak i bliskich przyjaciół) ustawiają nam myślenie o świecie. Trudno wtedy nie tonować uczuć i nie przygotowywać się psychicznie na możliwość nagłego rozstania w każdej okres 2-3 lat to według mnie bardziej faza zauroczenia i intensywnego poznawania się. Nie neguję tego, że ktoś może kochać i po miesiącu, ale chodzi mi o dojrzałość uczucia. Dojrzewania nie da się przyspieszyć, ono wymaga czasu. Też byłoby mi przykro po takim zerwaniu i musiałabym je odchorować, ale czy czułabym się oszukana? Przecież na tamtą chwilę, gdy facet wypowiadał dane słowa, naprawdę tak uważał. Tyle że później seksualna fascynacja minęła, hormony nieco opadły i okazało się, że niczego więcej nie ma. Zresztą ludzie (nie tylko faceci) mają tendencję do mylenia w pierwszym okresie znajomości słów "kocham Cię" ze słowami "kocham seks z Tobą". Mam świadomość działania tych mechanizmów i dlatego nie byłabym ani zaskoczona, ani oszukana. Ot, byłoby mi przykro, że nic więcej się nie rozwinęło, ale przecież to nie byłaby niczyja wina, że miłości jednak nie ma. Można wybrać "tonowanie" uczuć, czyli zamykanie się w sobie w obawie przez skrzywdzeniem, a można spojrzeć na to pozytywnie. Uważam tak jak Ruda102, że sto razy lepiej przeżyć coś intensywnego, nawet jeśli potem zapłaci się za to jakąś cenę, niż gdyby całe życie miało mieć wyblakłe kolory. Zachowawcze życie to nie jest życie szczęśliwe. Nie można po prostu cieszyć się, że w danej chwili jest nam fajnie z daną osobą i dać sobie czas na poznawanie się? Moje koleżanki same się nakręcały i po 6-10 miesiącach widziały się już w białej kiecce z tym konkretnym facetem. W myślach już poukładały sobie z nim życie i zapewne ignorowały wszelkie sygnały przemawiające za tym, że to tylko ognisty seks, a prawdziwej bliskości tam nie ma. Wolały snuć sobie wyobrażenia niż ocenić realnie, czy naprawdę dobrze im ze sobą poza łóżkiem. Jeśli po zerwaniu poczuły się oszukane, to pytanie: przez kogo oszukane? Chyba bardziej przez siebie same, bo zaprojektowały sobie całą przyszłość, chociaż nie było ku temu podstaw. Jestem ogromną fanką życia teraźniejszością. Nadmierne wybieganie w przyszłość i podsycanie własnych oczekiwań jest tak samo szkodliwe jak życie przeszłością i rozdrapywanie starych ran. A przecież drugi człowiek tak naprawdę nie jest nam nic winny, a już na pewno nie jest winny tego, by być odpowiedzialnym za nasze szczęście aż do grobowej deski. Samemu trzeba być odpowiedzialnym za własne szczęście, wtedy dużo łatwiej będzie pozbierać się po rozstaniu. "I guess all I can do is embrace the pandemonium; find happiness in the unique insanity of being here, now." 15 Odpowiedź przez ruda102 2016-11-16 20:56:42 ruda102 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-10 Posty: 1,238 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Podpiszę się obiema rękoma pod postem siebie dodam tylko, że wyobrażenia i plany jako takie nie są złe. Uważam wręcz, że podstawą dobrego związku z przyszłością jest właśnie rozmawianie o swoich wyobrażeniach dotyczących wspólnego życia i robienie najpierw drobnych, później coraz poważniejszych wspólnych planów - bez tego nie wyobrażam sobie realnej oceny, czy dwójce ludzi naprawdę jest ze sobą po drodze, czy w żyją obok siebie a nie ze że kluczem jest po prostu trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość, właśnie to, jak jest tu i teraz, a nie jak by się chciało, żeby było. Jeśli się drugiej strony słucha, a nie słyszy co się chce, to można zauważyć, w którą stronę związek zmierza. Plany i marzenia są moim zdaniem ok. tak długo, jak umie się własne chciejstwo odróżnić od tego, co druga strona realnie oferuje. Bo fakt, wiele osób (nie tylko kobiet) ma tendencję do tego, że jak dostają jeden palec, to we własnej głowie już są właścicielami całej ręki i przynajmniej połowy nogi, choć nie ma ku temu żadnych podstaw. 16 Odpowiedź przez cslady 2016-11-16 21:31:34 cslady 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-01-02 Posty: 8,041 Wiek: 29 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? ruda102 napisał/a:Od siebie dodam tylko, że wyobrażenia i plany jako takie nie są złe. Uważam wręcz, że podstawą dobrego związku z przyszłością jest właśnie rozmawianie o swoich wyobrażeniach dotyczących wspólnego życia i robienie najpierw drobnych, później coraz poważniejszych wspólnych planów - bez tego nie wyobrażam sobie realnej oceny, czy dwójce ludzi naprawdę jest ze sobą po drodze, czy w żyją obok siebie a nie ze sobą..Z tym planowaniem to się zgadzam, bo planowanie to nie jest gdybanie i marzenie na jawie, ale konkrety. Mnie bardziej chodziło o takie typowe fantazjowanie i myślenie, jak cudowne będzie życie z danym facetem, gdy będzie już ślub i dzieci - to myślenie typowo życzeniowe. Planowanie natomiast powinno prowadzić do konkretów, bo inaczej jest sztuką dla tak jak wspomniałaś, to musi być wspólne planowanie oparte na rozmowach. Jednak na początku związku (1-2 lata stażu) nie brałabym też do końca poważnie jakichś wielkich deklaracji i nie rozliczałabym faceta z każdego danego mi słowa i ułożonego wspólnie planu. Np. w moim przypadku już na pierwszej randce usłyszałam od faceta, że będę jego żoną. Fakt, znaliśmy się wiele lat i to nie było wypowiedziane pod wpływem chwili, a mimo tego nie oczekiwałabym przecież, że teraz już koniecznie musi mi się oświadczyć, bo inaczej to kłamca i oszust. Trzeba podkreślić, że wszystkie nasze życiowe plany nieustannie ewoluują - czasami porzucamy jakieś przedsięwzięcie, bo zainteresuje nas coś nowego, innym razem musimy coś zmienić w planie, bo pojawia się jakaś przeszkoda itp. Chodzi o to, żeby do planowania przyszłości podchodzić elastycznie. Przecież rzadko kto np. wykonuje zawód, który wymyślił sobie w podstawówce. Są osoby, które go wykonują, ale większość jednak nie, bo plany się zmieniły i to nie była niczyja wina. Dlaczego ludzie nie podchodzą w taki sam sposób do związków, tylko oczekują, że najważniejsze ustalenia mają być sztywne, zrealizowane co do joty i nie może być żadnych przeszkód, ani zmian zdania? Jeśli już mówimy o tym tonowaniu uczuć jako metodzie zapobiegania rozczarowaniom, to nie lepiej, by metodą było wypracowywanie w sobie elastyczności, pokory i umiejętności modyfikowania planów? Wtedy żyjemy ze świadomością, że związek nie jest czymś, co jest nam dane raz na zawsze, tylko on sam ewoluuje, my również się zmieniamy, a także relacje między nami ulegają mniejszym lub większym zmianom. Chodzi mi cały czas o to, żeby cieszyć się tym, co jest, kiedy akurat jest. Roszczeniowa postawa raczej nie jest zdrowa i sami się nią unieszczęśliwiamy. Nie lubię myślenia, że coś mi się należy od męża, rodziców albo życia, bo kim takim niby jestem, żeby mi się należało? Przecież nie jestem w żaden sposób lepsza od innych ludzi, żeby im się związki rozpadały, a mój musiał trwać aż do śmierci. Ot, różnie bywa. I każdy ma prawo do tego, żeby zmienić zdanie i wycofać się. Przecież nie robi się tego celowo, z jakieś złośliwości albo chęci skrzywdzenia kogoś. Często sami oczekujemy empatii i zrozumienia, a nie potrafimy empatycznie wczuć się w osobę kończącą związek i postarać się zrozumieć, dlaczego to zrobiła. To chyba dobrze, że nie zdradziła, tylko szczerze mówi, że już niczego nie czuje? "I guess all I can do is embrace the pandemonium; find happiness in the unique insanity of being here, now." 17 Odpowiedź przez ruda102 2016-11-16 21:44:09 ruda102 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-10 Posty: 1,238 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Pełna facet co prawda nigdy mi nie powiedział, że chce żebym była jego żoną (powiedział za to, że z instytucją małżeństwa jest mu nie po drodze, co uważam za cenną informację, bo właśnie ucina snucia marzeń i zmusza do podjęcia konkretnej decyzji - pasuje mi to, albo nie). Za to mówi mi czasem, co chciałby ze mną robić za 10 lat, rozmawiamy o przyszłości, planujemy, jak wygląda nasze wymarzone mieszkanie (i jesteśmy zgodni, że mieszkanie a nie żaden domek). Ale przecież nie podpisujemy żadnego cyrografu, plany mogą się zmienić, oczekiwania mogą ewoluować. Też nie uważam, że facet jest mi cokolwiek winny poza uczciwością. 18 Odpowiedź przez Monoceros 2016-11-16 23:42:17 Monoceros Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-03-13 Posty: 3,146 Wiek: XXX Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? cslady więcej osób powinno przeczytać te słowa. To jest dosłownie sedno sedna tych wszystkich wątków "myślałam, że będziemy razem już zawsze" "rzuciła mnie, i co teraz?" ITD. Zwłaszcza lubię fragmentPrzecież nie robi się tego celowo, z jakieś złośliwości albo chęci skrzywdzenia choć wiadomo, że rozstania bolą, to jakże byłoby pięknie, gdyby obok bólu pojawiła się myśl - "to co przeżyliśmy razem był piękne, dzięki za te wspomnienia, mam nadzieję, że znajdziesz szczęście". If you can be anything, be kind. 19 Odpowiedź przez Olinka 2016-11-16 23:53:38 Olinka Redaktor Naczelna Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,378 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Monoceros napisał/a:I choć wiadomo, że rozstania bolą, to jakże byłoby pięknie, gdyby obok bólu pojawiła się myśl - "to co przeżyliśmy razem był piękne, dzięki za te wspomnienia, mam nadzieję, że znajdziesz szczęście".Mnie niezmiennie zadziwia, że ludzie potrafią przeżyć ze sobą kilka, a czasem więcej naprawdę cudownych lat, a jednak po rozstaniu zdają się o tym zupełnie nie pamiętać. Niestety nie biorą pod uwagę także tego, że wyrzucając z pamięci te dobre chwile sami sobie w pewien sposób robią krzywdę. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 20 Odpowiedź przez _v_ 2016-11-17 05:32:31 _v_ Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-06-05 Posty: 6,036 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? Olinka napisał/a:Monoceros napisał/a:I choć wiadomo, że rozstania bolą, to jakże byłoby pięknie, gdyby obok bólu pojawiła się myśl - "to co przeżyliśmy razem był piękne, dzięki za te wspomnienia, mam nadzieję, że znajdziesz szczęście".Mnie niezmiennie zadziwia, że ludzie potrafią przeżyć ze sobą kilka, a czasem więcej naprawdę cudownych lat, a jednak po rozstaniu zdają się o tym zupełnie nie pamiętać. Niestety nie biorą pod uwagę także tego, że wyrzucając z pamięci te dobre chwile sami sobie w pewien sposób robią to z jednego powodu: ludzie (tak, ja też kiedyś) nie potrafią się rozstać we wlasciwym momencie. walczą do upadłego tym samym zacierajac wszelkie dobre chwile - zarowno u jednej jak i drugiej strony powstaja uczucia zlosci, frustracji, agresja itp. szczerze mówiąc jak slysze wszystkie te: ale ja będe o nia/niego walczyć, chce walczyc o ten zwiazek, o milosc - to z jednej strony mi slabo, a z dtugiej mi sie noz w kieszeni otwiera. przeciez taka walka nie ma nic wspolnego z miloscis. wręcz przeciwnie - to objaw kompletnego braku szacunku dla drugiej osoby, braku szacunku dla jej decyzji i uczuc. ale do tego, żeby rozstac sie w odpowiednim momencie to obie strony musza byc dojrzale. 21 Odpowiedź przez Olinka 2016-11-17 12:42:24 Olinka Redaktor Naczelna Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-10-12 Posty: 45,378 Wiek: Ani dużo, ani mało, czyli w sam raz ;) Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? _v_ napisał/a:ale do tego, żeby rozstac sie w odpowiednim momencie to obie strony musza byc mąż wie, że związek bez miłości i chęci bycia ze sobą mnie nie interesuje, dlatego kiedy poczuję, że mnie nie kocha, nie dba o te relację i jest ze mną z poczucia obowiązku, to będę robić wszystko, aby się rozstać. On wie, że nie będę walczyć za wszelką cenę, tym bardziej, że dziecko mamy duże, w razie potrzeby oboje mamy gdzie mieszkać i za co żyć. Uważam - o czym zresztą napisałaś - że lepiej rozstać się we właściwym momencie robiąc to z szacunkiem i pozostając w przyjaźni niż ze sobą szarpać, męczyć i zacząć coraz bardziej nienawidzić. Dlatego rozstając się zrobiłabym to przede wszystkim dla siebie. Wydaje mi się, że jest to zdrowe podejście, zwłaszcza obserwując te pary, które zamiast dać sobie szansę na coś nowego, lepszego całymi latami tkwią w toksycznym układzie wzajemnie się można dopóki obu stronom zależy, ale ta walka to szukanie kompromisu, drogi do wzajemnego zrozumienia swoich potrzeb i oczekiwań, a nie żebranie o uwagę i uczucia. Trzeba wyczuć moment, kiedy to przestaje mieć sens, a wtedy pora zejść ze sceny. "Nie czyń samego siebie przedmiotem kompromisu, bo jesteś wszystkim, co masz." (Janis Joplin)[olinkowy status to już historia, z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych właściwy zobaczysz dopiero w moim profilu ] 22 Odpowiedź przez Peter_35 2016-11-17 12:49:12 Ostatnio edytowany przez Peter_35 (2016-11-17 12:49:58) Peter_35 Dobry Duszek Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2016-09-15 Posty: 131 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby?podobno_zuzanna nie, nie można kochać nie przywiązując się do ukochanej osoby. Uczucie z czasem samo przychodzi. Myślenie, mogę kochać ale nie będę się za bardzo angażowała brzmi sztucznie i takie zaplanowane. Miłości trzeba dać się pozwolić unieść a osobie, którą się poznaje dać kredyt zaufania. Miłość ma różne etapy w życiu. Nie można z góry zakładać, że się nie uda. Nie można tracić też wiary we własne marzenia, bo jak się wtedy mają spełnić? Trzeba się starać o to aby było dobrze. Trochę wiary w siebie i optymizmu. 23 Odpowiedź przez cslady 2016-11-17 12:59:16 cslady 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2015-01-02 Posty: 8,041 Wiek: 29 Odp: Czy można kochać nie przywiązując się jednocześnie do ukochanej osoby? _v_ napisał/a:przeciez taka walka nie ma nic wspolnego z miloscis. wręcz przeciwnie - to objaw kompletnego braku szacunku dla drugiej osoby, braku szacunku dla jej decyzji i chyba zależy jaką walkę masz na myśli. Na pewno nie tę zdrową, o której wyżej pisałyśmy. Nie nazwałabym walką wzajemnych przepychanek, udowadniania na siłę własnej racji, wylewania na drugą osobę swoich żali i pretensji oraz oczekiwania, że druga strona ma wziąć odpowiedzialność za nasze emocje. Wspominając o walce miałam na myśli tylko i wyłącznie próbę odbudowania dawnej bliskości (warunek jest taki, że ona musiała kiedyś istnieć). Do tego trzeba byłoby najpierw nauczyć się słuchać i wypracować w sobie choć trochę empatii. Dopóki ciągle powtarzamy "ja ja ja" i "moje moje moje", to rzeczywiście bez sensu, żeby się ze sobą męczyć. Znam pary, które o siebie zawalczyły i udało im się, ale znam też takie, które twierdzą, że walczyły, a moim zdaniem nigdy nie spróbowały zawalczyć, bo nie było w nich nawet minimalnej chęci zrozumienia. Była to raczej postawa: "to ty jesteś zły i niedobry, ja jestem biedna i nieszczęśliwa, więc łaskawie poczekam i dam ci szansę, żebyś się o mnie postarał i przyznał mi rację". Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby zepsuł mi się związek, ale jeśli już się zepsuje, to będę walczyć tylko i wyłącznie wtedy, by będę umiała wybaczyć sobie i partnerowi nasze dawne przewinienia i zacząć od nowa. On musiałby umieć zrobić to samo. No bo to nie chodzi o to, żeby on np. odpokutowywał i wynagradzał mi swoją zdradę czy inny występek, ale o to, by "cofnąć się" do momentu, gdy w związku było dobrze i nie było jeszcze zepsutych relacji, których ta zdrada była wynikiem. Nie zastanawiałabym się: "dlaczego on mi to zrobił? Czy on już mnie nie kocha?", tylko: "w którym momencie się od siebie oddaliliśmy? Z jakiego powodu? Czy da się coś z tym zrobić?" "I guess all I can do is embrace the pandemonium; find happiness in the unique insanity of being here, now." Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
kochamy drugą osobę czy własne wyobrażenie o niej